Vidar
[http://alectorfencer.deviantart.com/] |
Dźwięki fletu z białej kości ogarniały swym oleistym tonem surowe tereny, należące do jednego z killinthorskich zakonów. Leniwa dobranocka kładła do snu serce Wilka, Ordo Servi Proditor, dzikie, niebezpieczne i nieposkromione, gotowe zerwać się do ataku na nutę najmniejszego fałszu... Flet jednak uparcie, niezbyt głośno, a wyraźnie, powtarzał główny motyw ckliwej pieśni; aż zamek pogrążył się w płytkim, czujnym śnie, który pozwolił muzykowi na występ duszy, prawdziwe urealnienie własnych, osobistych emocji...
Przejmujące, charczące wycie przerwało pieśń w połowie taktu, zmuszając do milczenia cały wschód. Powarkiwania i skomlenia nocy ucichły natychmiast, ustępując największemu drapieżnikowi.
Białowłosa zerwała się z brukowanego dziedzińca, ściskając w zimnej, drżącej dłoni instrument. W ciemnościach zabłysły mleczne tęczówki jej oczu, wpatrujących się z uporem w horyzont.
- Vidar... – jedno słowo, brzmiące jak echo stłuczonej szklanki, przebiegło ostrym echem po okolicy. Jednocześnie spłoszyło tę, która wymieniła Jego imię. Imię Strażnika...
W cieniu okrywającym sosnowy bór zabłysły mściwe ślepia, aż grzmiące jadowitą zielenią. Wiatr zuchwale przebiegł po białej sierści, w wielu miejscach splątanej z roślinnymi pnączami, obryzganymi krwią. Cierpka aria astralnej siły wyraźnie nakreśliła swoją wyższość.
Zza zamkowych wrót wymaszerowały kolejne postaci, z łoskotem i zgrzytem, doszczętnie burząc spokój przedświtu - najczarniejszej części nocy... Szarooki mężczyzna maszerował w równym tempie, dzwoniąc sprzączkami bojowego stroju; za nim podążała wielka smoczyca o złocistych ślepiach, tlących się ognistym blaskiem, wzmocnionym burgundem jej łusek. Oboje zatrzymali się tuż przy krawędzi dziedzińca, tuż nad przepaścią, i skierowali swoje spojrzenia ku drzewom.
Głuche, niskie szczeknięcie zmieszało się z warknięciem, które wypłynęło jednocześnie z tej samej gardzieli. Wrażenie obecności stada wygłodniałych wilków zasiewało strach nawet w tych, którzy dotąd zdawali się go nie znać... Drżenie, pisk, błysk, znowu cisza...
Wystąpił z cienia, zmazując wszelkie wątpliwości dotyczące realności jego postaci. Stanowił dwa bieguny w jednym ciele; z jednej strony nadzieja i odrodzenie błyskały w śnieżnej sierści i młodych pączkach roślin wplątanych weń, z drugiej zbrodnia, świeża krew niewinnych, wyła triumfalnie...
- „By dostać szansę...” - ...trzeba się zatracić... – „Jedno musi zginąć...” - ...by zadośćuczynić mogło drugie – słowa wypowiedzieli zgodnie, niczym modlitwę.
- To czas nocnych łowów... Vidarze?
Na wilczym pysku, zdawało się, wykwitł lekki, pobłażliwy uśmiech. Strażnik skinął łbem w odpowiedzi i wyszczerzył kły. Zdawałoby się, że szykował się do ataku; przywarł do ziemi, napiął mięśnie... I zniknął niczym leśny duch, pozostawiając po sobie jedynie krwawy ślad na zieleni mchów... I wilczy zew...
Tharin położył dłoń na szyi swojej towarzyszki. Przymknął srebrzyste oczy.
- „Taki jest nasz porządek, pamiętaj... Ci, co zawinili...”
- ...muszą cierpieć. Wiem, wiem, Shi.
- „Nieważne, czy to On, czy my. Podążamy tą samą ścieżką...”
by Almariel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz